ZST Mielec
Slider

Ksiądz Prałat dr Piotr Bajor obchodzi 25-lecie przyjęcia święceń kapłańskich

Miło nam poinformować, że Ksiądz Prałat dr Piotr Bajor pracownik Dykasterii ds. Kultury i Edukacji Watykanu, w której zajmuje się sprawami uniwersytetów i wydziałów teologicznych w krajach Europy Środkowo-Wschodniej, absolwent Technikum Mechanicznego Zespołu Szkół Technicznych z roku 1992, obchodził w Mielcu 25-lecie przyjęcia święceń kapłańskich.

Podczas uroczystej mszy świętej odprawionej w Bazylice pw. Świętego Mateusza Apostoła i Ewangelisty odczytano m.in. list gratulacyjny od Prezydenta RP Andrzeja Dudy z Małżonką. Jubilat został odznaczony Złotym Medalem „Zasłużony dla Nauki Polskiej Sapientia et Vertas”.

Społeczność naszej szkoły dołącza się do licznych życzeń dalszej pełnej oddania posługi kapłańskiej, zaangażowania w pracę na rzecz rozwoju kultury i edukacji katolickiej oraz nauki polskiej.

Ks. Piotr Bajor, Wspomnienie lat szkolnych w Technikum Mechanicznym w Mielcu 1987-1992

Motywem do szkolnych wspomnień jest mój jubileusz 25-lecia kapłaństwa, do którego w znaczącej mierze przygotowało mnie Technikum Mechaniczne w Mielcu czyniąc mnie w 1992 r. swoim absolwentem. Po ponad trzydziestu latach od matury zupełnie inaczej spoglądam na pięć lat edukacji w szkole średniej - choć nie wyższej, to jednak niezmiernie ważnej - mojej Alma Materstudiorum. Szkoła ponadpodstawowa w Zespole Szkół Technicznych w Mielcu była bowiem dla mnie prawdziwą „matką żywicielką” na etapie dojrzewania osobowościowego i intelektualnego, a także fizycznego, bo przecież wstąpiłem do niej jako chłopiec mający nieco ponad 1,75 metra wzrostu, a wyszedłem jako młodzieniec mierzący 193cm. Oczywiście wysokość ciała nie jest najważniejszą miarą owocności okresu lat 1987-1992, ale klimat i warunki wchodzenia w dorosłość oraz wartości nabyte wraz z ludźmi oraz dzięki ludziom właśnie w tym miejscu. Mam tu na myśli naszą klasę „C” - w miażdżącej większości męską - o specjalności obróbka skrawaniem oraz fantastyczny zespół nauczycieli na czele z naszym wyrozumiałym, ale zarazem wymagającym wychowawcą Panem profesorem Janem Żalą.   

To była moja codzienność, której podporządkowany był rytm dnia i tygodnia, wyznaczany przejazdami MKS-ów, lekcjami szkolnymi, praktykami w «WSK PZL Mielec», oraz zajęciami pozaszkolnymi. Z perspektywy lat stawiam sobie pytanie: czy zadaniem szkoły wobec młodego człowieka jest wyuczenie go czy wpojenie mu koniecznego minimum dawki wiedzy, kwalifikacji, umiejętności, które nie zostaną zapomniane, pozostaną przez całe życie użyteczne i przydatne? Po latach dochodzę do wniosku, że mnóstwo kwestii ze szkolnej ławy poszło w niepamięć choćby z powodu braku kontaktu z wyuczoną specjalnością czy też zostało wyparte przez inne później studiowane dyscypliny w swej istocie diametralnie różne od technologii maszyn czy budowy płatowców. Jestem jednak pewien, że czas mieleckiego „Mechanika” odcisnął we mnie ślad i wyprowadził mnie na życiową trampolinę, z której nie miałem lęku dzielnie skoczyć w nieznaną przyszłość z teoretycznym i praktycznym przygotowaniem.

Dlaczego? Po pierwsze każdy z moich nauczycieli był nietuzinkową osobowością. To byli w większości pedagodzy z „klasą” i „kręgosłupem”, bardziej lub mniej lubiani, ale potrafiący zachwycić stylem życia, znajomością tematu, sposobem prowadzenia lekcji i życiową mądrością. Wprawdzie nie pamiętam wielu wzorów, definicji i regułek, ale do dziś mam w pamięci choćby determinację instruktora Pana Cisło w czasie zakładowej praktyki na hali 33, który uczył nas nie tyle jak wykonać znormalizowany młotek, co wpoić choć odrobinę rzetelności i cierpliwości w realizowaniu zadania. Trudno też przypomnieć tematy lekcji, ale niektóre powiedzenia nauczycieli pozostają w pamięci do dziś, jak np: „mama zawsze przygotuje ci czy odgrzeje obiad, żona już nie, więc nie zwolnię cię z ostatniej lekcji” (Pani profesor Krystyna Bezkłubej-Drożdżowska). W życiu przypomina się wiele słów i sytuacji z czasów mieleckiego „Mechanika”, także tych o zabarwieniu religijnym czy światopoglądowym. Byliśmy pokoleniem, które lekcje religii miało przez trzy lata w salkach katechetycznych, a następnie w szkole. Nie rozwijając tego wątku pragnę tylko wspomnieć, że bardzo czytelnie przemawiali do nas właśnie nauczyciele „świeckich” przedmiotów subtelnie czyniący „wtręty” odnoszące się do wiary w Boga czy egzystencji człowieka w świecie jako istoty religijnej czy nawet podania rzeczowych argumentów dotyczących funkcjonowania Kościoła, bez względu na to czy była to matematyka u Pani profesor Stanisławy Kusek czy historia u Pani profesor Stanisławy Świtkowskiej, czy nawet elektromechanika u Pani profesor Marii Krakowskiej oraz u wielu innych. Wyjątkowe osobowości i profesjonalizm stanowiły bogactwo całego zespołu nauczycieli, które promieniowało na nas i kształtowało nie tylko nasz intelekt, ale także i serce.

Po drugie - wbrew ówczesnemu odczuciu– w naszej szkole było mocne nastawienie na samodzielność i położenie akcentu na odkrycie swego „indiwiduum”. Nie chciałbym wchodzić w detale i ideologiczne wymiary kultowej piosenki Pink Floyd Another Brick in the Wall, ale to właśnie na bazie tekstu owej piosenki rozpętała się dyskusja na jednej z lekcji języka niemieckiego u Pani profesor Marii Zagórnej, której owocem było podkreślenie znaczenia wspierania kreatywności, indywidualności i samodzielnego myślenia w systemie edukacyjnym ucznia traktowanego jako jedyną i niepowtarzalną osobę. Współcześni uczniowie muszą sobie jednak zdać sprawę z tego, że rozwijanie zainteresowań, odkrywanie własnej tożsamości i kształtowanie charakteru w tamtych latach odbywało się bez takich narzędzi jak telefon komórkowy, komputer czy internet, w których obecnie można szybko znaleźć niemalże wszystkie informacje. Wtedy pozostawała do dyspozycji szkolna biblioteka i papierowe wydania encyklopedii czy książek. Choć była to epoka pełzającej technologii informatycznej, to Technikum Mechaniczne wyprzedzało inne średnie szkoły w mieście. W szkolnej pracowni komputerowej Pana profesora Jerzego Studzińskiego mieliśmy już kontakt z komputerami, ale według twardych reguł, wśród których jedna pozostała niezapomniana: „przed dotknięciem komputera dłonie muszą być umyte po zjedzonych frytkach, bo tłuszcz jest katastrofalnym zagrożeniem dla klawiatury”.

Po trzecie, Technikum Mechaniczne w Mielcu dawało możliwości, o których inne szkoły (o profilu technicznym) mogły tylko pomarzyć. Nie sposób zapomnieć dwóch moich ostatnich lat i udziału w Konkursie Prawa o Wynalazczości i Projektach Racjonalizatorskich oraz Olimpiadzie Młodych Mistrzów Techniki na etapie wojewódzkim w Rzeszowie. Jako młodzi „mistrzowie” stanęliśmy z próżniową suszarką do owoców zaprojektowaną i wykonaną przez trzyosobowy zespół wraz Tomkiem Dziekanem i Rafałem Gruszką, pod kierownictwem naszego wychowawcy i pomysłodawcy Pana mgr. inż. Jana Żali. Dzięki temu próżniowemu wynalazkowi zdobyliśmy pierwsze miejsce w województwie, indeks na Politechnikę Rzeszowską (choć żaden z nas nie skorzystał z tego przywileju) oraz kilka innych nagród. Inicjatywa należała do naszego mistrza Pana Jana, jednak to było pierwsze moje wyzwanie w życiu, którego realizacja pochłonęła mi trochę czasu i energii (chyba wtedy po raz pierwszy w życiu pokaźnie „zarwałem” noc) przy rysunkach, obliczeniach i realizacji pomysłu. Projekt przejął rzeszowski „Zelmer”, ale trafił na koszmarny czas przełomu i zmian społeczno-gospodarczych, których konsekwencją był upadek wielu zakładów, zwolnienia i bezrobocie. Nie było więc produkcji masowej wynalazku, ale smaczek tworzenia nowych rzeczywistości pozostał, i co więcej z biegiem czasu uaktywnił się w innych dziedzinach życia.

Moja mielecka techniczna Alma Mater studiorum„wykarmiła” mnie zatem i uposażyła na lata dorosłego życia. I choć większą część wiedzy technicznej nie wykorzystuję na co dzień, to jednak nawet tu gdzie jestem w środowisku watykańsko-kościelnym zaskakuję moich rozmówców niezapomnianymi tematami z „Mechanika” jak choćby: wykres żelazo-węgiel, stal szybkotnąca SW18, czy rodzaje noży tokarskich. Najważniejszym jednak bogactwem wyniesionym ze szkoły ponadpodstawowej jest to, co jest we mnie: osobowość ukształtowana pod wpływem konkretnych ludzi, wiedzy i umiejętności. Dlatego jestem niezwykle wdzięczny za to, że właśnie Technikum Mechaniczne w Mielcu - rozumiane jako ludzie, czas i miejsce - przejęło pięć lat mojego młodziutkiego życia i wszczepiło w nie szlachetny pierwiastek myśli nie tylko technicznej, wiedzy nie tylko ścisłej i umiejętności nie tylko warsztatowej, ale było prawdziwą kuźnią kształtowania osobowości, dzięki którym otwierały się horyzonty dojrzałego i pełnego pasji życia.

Warto przeczytać:

https://tarnow.gosc.pl/doc/8453675.Zasluzony-dla-nauki-polskiej

http://www.wolamielecka.pl/duchowni-parafia/ks-bajor-piotr

https://pl.wikipedia.org/wiki/Piotr_Bajor_(duchowny)

https://tarnow.gosc.pl/doc/6381556.Nasi-kaplani-w-sluzbie-Stolicy-Apostolskiej/2